Pingi zagościł w naszym domu jakiś czas temu, kiedy to natknęłam się na blog jego pomysłodawczyni :) Stworek od razu przypadł mi do gustu i postanowiłam przgrzebać przepastne czeluści Staśkowej szuflady w poszukiwaniu piłeczek tenisowych. Po wykonaniu operacji bez znieczulenia Pingi pozyskał nieco za szeroki, aczkolwiek bardzo przyjazny otwór gębowy. W taki oto sposób Pingi uzuskał status członka naszej rodziny a Dzieć znudzony prozą życia nowego "przyjaciela". Kolejne pół dnia zżerał nim wszystko co mu przyszło do głowy, w efekcie czego, przez kolejne kilka dni poszukiwaliśmy kółeczek od resoraka, które jak się okazało zostały podarowane Pingiemu na pożarcie :)
Oto i Pan Pingi w całej krasie!
Bardzo sympatyczny :)
OdpowiedzUsuńO śliczny i pomysłowy :-D
OdpowiedzUsuń