Od dosyć dawna
chorowałam na filcową torbę. Ponieważ ceny takich toreb skutecznie
opóźniały podjęcie decyzji o zakupie, postanowiłam w między czasie
spróbować skroić swoją własną. Taką zwykłą, prostą, A4. No i oczywiście z
obowiązkowym elementem "vintage" (co w moim, może błędnym odczuciu,
oznacza coś szarego bądź koronkowego :))) nic to, moje "vintage" - moje
odczucia :)
Torba utknęła na etapie 'bezrączkowej', ale wczoraj Nasz Synio z niekłamaną radością dostał się do mojej szuflady z tasiemkami, sznurkami itp. i zrobił efektownego "pilota",
wyrzucając w ciągu 5 sek całą zawartość na ziemię... mi w drugą stronę
zajęło to 10 minut... Ale nie ma tego złego, bowiem Staś kierowany
wybornym gustem wygrzebał i zaczął przeżuwać z miną zdobywcy jakąś szarą tasiemkę. Po kilku próbach przekupstwa udało mi się ją odzyskać i umocować w miejscu przeznaczenia :) Przydała się również pewna "poduszkowa" koronka :) Ha! I torba gotowa!
Ale, ale! Ku mojej uciesze otrzymałam niedawno od hojnego Mikołaja drugą wymarzoną filcówkę! Prawdziwą, sklepową! :) Jest cudna! Zresztą sami zobaczcie:
... na prawdę nie wiem jak Djed Maroz mógł się domyśleć,
przecież nie zdążyłam wysłać listu... :)))
Tak czy siak - bardzo dziękuje :)
Super torby!!! Obie piękne!!! Twoja własnoręcznie zrobiona jest wyjątkowo urocza:)
OdpowiedzUsuńZnam kogoś kto również choruje na taką torbę:) Świetna robota! Najbardziej jednak lubię zaglądać na Twój blog z powodu cudeniek jakie tworzysz dla synka :) Ja też dla mojej córci spędziłam niejeden wieczór przygotowując coś co sprawi jej frajdę:) pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń